Dziennik pokładowy. Dzień czwarty

„Zobaczyć Neapol i umrzeć”, właśnie dziś mieliśmy przekonać się o prawdziwości tego powiedzenia. W Neapolu mieliśmy sporo czasu na zwiedzanie ponieważ statek stał w porcie od dziewiątej rano do dziewiętnastej trzydzieści po południu. Olbrzymim plusem tego portu jest fakt, że znajduje się on niemal w centrum miasta. Wysiadając ze statku można pieszo zwiedzić wszystkie najważniejsze zabytki miasta, tak jak to my uczyniliśmy. Co prawda mieliśmy też w planach zwiedzanie Pompei ale trafiliśmy na jakże rzadko spotykaną rzecz w takich państwach jak Włochy czy Francja, czyli strajk. Strajkował cały transport publiczny, także w grę wchodziły tylko taksówki, które były horrendalnie drogie. Cóż, na Pompeje przyjdzie czas innym razem.

Neapol

Zanim jednak przejdę do opisu tego, co nas spotkało w Neapolu, przybliżę może sposób opuszczania statku. W końcu, bądź co bądź, chodzi o prawie trzy tysiące ludzi. Otóż wysiada się pokładami. Na całym statku działa radiowęzeł, przez który w trzech językach pasażerowie informowani są, które pokłady są obecnie zapraszane na brzeg. I trzeba przyznać, że szło to bardzo sprawnie.

Wróćmy jednak do położonego u stóp Wezuwiusza Neapolu. Miasto posiada wiele zabytków, w tym aż trzy zamki. Przy czym jeden, w sumie na szczęście ten położony najdalej od portu, na pobliskim wzgórzu, był tego dnia zamknięty z powodu strajku podobnie jak środki komunikacji.

Neapol

Samo miasto, a szczególnie jego stara część jest strasznie zaśmiecona. Kilka lat temu było ponoć jeszcze gorzej. W Neapolu zupełnie oficjalnie działa mafia, która w tamtym czasie nie zgadzała się na wywóz śmieci z jakichś, nieznanych mi, powodów. Teraz jest ponoć lepiej, choć i tak między zabytkami można natknąć się na sterty śmieci. I w jakiś sposób ma to swój urok. Z czym jeszcze będzie mi się kojarzył Neapol? Wąskie uliczki, które są normalnie dopuszczone do ruchu, więc co chwilę przez tłum ludzi przeciska się skuter czy samochód. Skutery! Chyba nigdzie indziej ich tyle nie widziałem. No i Maradona. Neapolitańczycy nadal go kochają. Świadczą o tym nie tylko pamiątki z wizerunkiem Argentyńczyka ale także plakaty w witrynach sklepowych.

Neapol Neapol Neapol

Nie licząc faktu, że opalanie poprzedniego dnia, mimo wysokiej temperatury, ale przy dużym wietrze, skończyło się przeziębieniem u Agnieszki, to spacerowanie po Neapolu można zaliczyć do bardzo udanych.

W przypadku Neapolu nic chyba nie odda jego klimatu tak jak zdjęcia, do oglądania których zapraszam. Co do powiedzenia które przytoczyłem na wstępie, to przynajmniej w naszych czasach, gruba przesada. W swoim krótkim życiu widziałem bardziej atrakcyjne miasta, jak choćby Pragę. Nie zmienia to jednak faktu, że na pewno warto Neapol zobaczyć. Osobiście chętnie pojechałbym tam ponownie żeby tym razem zwiedzić także Pompeje.

Neapol Neapol Neapol

Może kilka słów o życiu na statku. Jak już pisałem w pierwszym odcinku, telewizja na statku oferuje kilka kanałów. Większość, w przypadku naszej jednostki, była hiszpańskojęzyczna ale było też kilka anglojęzycznych. Najbardziej charakterystyczne były jednak te z reklamami usług i sklepów, które znajdowały się na jednostce, z filmami i bajkami puszczanymi w określonych porach, a także kanał informujący o atrakcjach danego dnia oraz pokazujący obraz z kamery umieszczonej na dziobie statku. Każda kabina poza telewizorem posiadała oczywiście łóżko, duże i wygodne, stolik, łazienkę z kabiną prysznicową i toaletą, biurko z lustrem, szafę, a kabiny zewnętrzne, jak nasza, także okno.

Kabina była sprzątana dwa razy dziennie. W czasie gdy byliśmy na śniadaniu, łóżko było ścielone na dzień, czyli pościel była przykrywana kapą, a okno odsłonięte natomiast podczas kolacji, gdy łóżko zachęcało do zatopienia się w pościeli, okno było zasłonięte, a na pościeli czekała gazetka pokładowa na następny dzień.

Tego dnia w naszym ‘Broadway’ wystawiano show pod tytułem ‘Viva Brasil’. Głównie tańce latynoamerykańskie i panie w skąpych a zarazem pstrokatych strojach rodem z brazylijskiego karnawału. I prawdę mówiąc to przedstawienie najmniej przypadło nam do gustu.

Za to wieczorna kolacja była wyjątkowo urokliwa. Mieliśmy stolik przy oknie, jednak najczęściej nie było czego podziwiać, ponieważ o godzinie dwudziestej drugiej, kiedy to jedliśmy kolację było już ciemno, a za oknem bezkres morza zlewał się z ciemnym niebem. Tym razem jednak płynęliśmy wzdłuż wybrzeża Włoch do Civitavecchii, portu położonego najbliżej Rzymu. Za oknem widać było ląd i gdzieniegdzie światła, co dodawało kolacji niepowtarzalnego uroku. Szczególnie, że restauracja, w której podawano kolacje znajdowała się na pokładzie czwartym, a więc dość blisko lustra wody.

NeapolDziennik pokładowy. Dzień piąty

Komentarze

Popularne posty